Na początku faktycznie pocieszenie jakiekolwiek wydaje sie po prostu nierealne ale z czasem jest lepiej, choć to zależy jak ten czas się przeżywa. Ja jestem dopiero 2 tygodnie po śmierci mojego długo wyczekiwanego Antosia i mogę powiedzieć, że cały czas "pracuje" nad tą stratą. Co mi pomaga? Rozmowa - z mężem, z przyjaciólmi, rodziną. Czasem jest tak że ktoś tylko słucha, czasem coś próbuje poradzić, czasem mnie to wkurza, że ktoś tylko milczy czasem mnie wkurza że coś doradza ale ogólnie to naprawdę pomaga. Słyszysz swoje myśli i czasem zdajesz sobie sprawę, że to nie twoje myśli że ktoś Ci je kładzie do głowy i wiesz że to nieprawda (np że życie jest bez sensu że już nic dobrego cie nie spotka, że żyjesz po to żeby cierpieć, że to sie nigdy nie skończy...itp)Opowiadanie o dziecku, o tym co czujesz, o tym wszystkim co siedzi w tobie i czasem rozsadza ci głowę - pomaga. Wizyty na cmentarzu - na mnie działają bardzo kojąco, czuję że mój synek jest wtedy bardzo blisko, że mnie słucha.wspominam wtedy te piękne i trudne chwile kiedy byłam u niego w szpitalu, jak mu śpiewałam, czytałam, mogłam przytulić go ręką w inkubatorze, chwile pożegnania kiedy pierwszy i ostatni raz tuliłam go w ramionach, całowałam, oblewałam łzami. Wtedy już nie płaczę, dziękuję za jego życie, za szczęście którego doświadczyłam dzięki niemu. Pomaga też przeświadczenie, że mój syn jest świętym w niebie, że mam teraz to o czym jako chrześcijański rodzic marzyłam - mój syn jest święty! Gdvby przeżył nie wiem czy zdołałabym wychować go do świętości, a tak mam swojego osobistego świętego, właśnie nie tam żadnego aniołka bo to dla mnie takie jakieś nierzeczywiste...ale świętego opiekuna. Pomaga też myśl, że jest tam szczęśliwy, że nie cierpi, nie ma już pustego inkubatora, igieł, ciągłego hałasu maszyn, wycia alarmów, braku ciepła i czułosći, bólu i lęku. Jest już szczęśliwy tak jak tylko można być szczęśliwym, a tu na ziemi nigdy tego stanu nie osiągniemy. Że tam tuli go w ramionach Maryja, tak jak mu mówiłam gdy odchodził - tam ma drugą wspaniałą mamę i Ona czule się nim zajmie, jest w najlepszych rękach, że czeka tam na niego jego dwóch braciszków i moja ukochana babcia. Pomaga też to, że teraz mój kochany Antoś jest ciągle blisko mnie, pomaga nam, wspiera, to czuć naprawdę taką serdeczną obecność.To daje siły do życia i do tego żeby jakoś się trzymać i nie robić mu tam wstydu w niebie... Łzy - to też bardzo pomaga i oczyszcza, nie można słuchać tych rad żeby nie płakać. Płacz pomaga i trzeba wyć, szlochać, ryczeć, krzyczeć ile tylko się chce, z kimś albo samemu, to jest potrzebne i nie można dusić tego żalu w sobie bo on i tak prędzej czy później wyjdzie. Pomagają mi też wiersze ks. Twardowskiego, są piękne i mądre.Pomaga spisanie historii życia i śmierci swojego dziecka, zebranie pamiątek po nim jakieś jedno szczególne miejsce, zdjęcie w ramce ozdobione na honorowym miejscu w domu, to takie znaki że pamiętamy i kochamy. Pomaga modlitwa, zwłaszcza kiedy nachodzi fala czarnej rozpaczy i buntu. Może wydać się to komuś dziwne ale już kilka razy przerobiłam to na sobie, że gdy nadchodzi ta czarna chmura to mówię: Demony buntu i rozpaczy idźcie precz w Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. I uwierzcie mi że te myśli odchodzą, przychodzi takie "znieczulenie", taki delikatny pokój serca choć smutek pozostaje ale robi się "do zniesienia" Pomagają mi też spacery w ciszy, słońce, sprzątanie lub moje hobby kiedy mogę na chwilę oderwać głowę - to też jest potrzebne żeby dać naszemu organizmowi chwilę odstresowania, no i sen, odpoczynek. Jakiś sens nadaje też w moim przypadku fakt, że ściągam mleko dla małej Hani z pogotowia opiekuńczego, o której się "przypadkiem" dowiedziałam. Daje mi to takie maleńkie poczucie, że ze śmierci Antosia jednak rodzi się jakieś dobro. Choć jest to trudne dla mnie z jednej strony bo za każdym razem gdy sięgam po laktator myślę sobie że powinnam teraz karmić mojego synka, ale z drugiej strony mam poczucie że to co jest we mnie tak bardzo cenne nie jest bez sensu marnowane, wylewane do zlewu ale może tej małej porzuconej istotce w jakiś sposób pomóc. Pozdrawiam wszystkie cierpiące mamy, kiedyś spotkamy się wszyscy tam gdzie już nie ma śmierci i cierpienia - to rozstanie jest tylko na chwilę. mama Niebieskiego Antoniego i Jana Pawła, ziemskiego Frania i świętego Antoniego Jana (ur. 29.09.2015 - 29 tc, zm.14.10.2015)
|