Witajcie, mimo że mój synek umarł niedawno (19.10.2010) to mam wrażenie, że minęło od tego momentu już znacznie więcej czasu, może dlatego że praktycznie od samego urodzenia (12.08) (a nawet jeszcze wcześniej w ciąży) żyliśmy z tą perspektywą, że może odejść. Zaraz po porodzie lekarze powiedzieli mi, że może nie przeżyć nocy, więc trudno to sensownie wytłumaczyć, ale część żałoby przeżyłam jeszcze gdy żył (69 bardzo trudnych ale jednocześnie pięknych dni). Pierwszy etap żałoby, taki w którym czujesz, że świat się zatrzymał i już nigdy nie będziesz już żyć normalnie, mam za sobą. Co mi pomogło? -dużo płaczu -rozmowy z ludźmi, wspominanie i opowiadanie o naszych wspólnych 69 dniach -praca -robienie planów na najbliższy czas ( w tym też planowanie kolejnej ciąży) -dwa wyjazdy w góry -poezja za nazwanie tego co trudno ubrać w słowa (szczególnie ,,Funeral blues" Audena) -pisanie maili do przyjaciół, zapisywanie swoich emocji i stanu ducha -alkohol (ale z umiarem) -kupowanie mieszkania,czyli szukanie, oglądanie, załatwianie formalności, dużo stresu ale paradoksalnie był on pomocny, dobrze było mieć czymś zajęte myśli -wizyty na cmentarzu (ale przyznam, że wolę rozmawiać z nim na zdjęciu niż stojąc nad jego grobem; jakoś sobie nie mogę tego poukładać w głowie, gdzie on teraz jest...) -to forum -mój mąż (zdecydowanie powinien być na pierwszym miejscu listy), to że nie unika rozmów o Emilku i jest super tatą Mama Emilka (12.08-19.10.2010) Mimbla7
|