Nie bardzo, gdyż trudno mieć mieć żal do kogoś, w kogo istnienie się wątpi.
Co więcej, dziś już wiem, że wiara, modlitwy, regularne uczestnictwo w nabożeństwach, przestrzeganie przykazań i innych zaleceń nie "zapewni" nam końca tragedii w naszych rodzinach. Śmierć naszych dzieci wcale nie musi być ostatnią, ich odejście nie chroni pozostałych członków rodziny (w tym dzieci) od śmierci.
Wszelkie nasze modlitwy to tak trochę "na dwoje babka wróżyła". Albo ktoś przeżyje/wyzdrowieje albo nie, niezależnie od intensywności naszych modlitw, ich częstotliwości, liczby modlących, odprawianych mszy itp.
Reasumując, możemy się "spiąć", stanąć na głowie, a i tak od nas niewiele zależy.
Za to mam(y) podarunek od losu/Boga/przeznaczenia/przypadku: strach. przynajmniej ja TO dostałam.
|