Kiedy człowiekowi coś w zyciu nie wychodzi tak jak by tego chciał, ma pretensje - czasem uzasadnione , czasem nie, bo tak trzeba. Kiedy poszłam na badanie usg z Sylwią - dowiedziałam się że jest niuleczalnie chora - nie pamiętam czy miałam pretensje do Boga, losu czy lekarza. Po walce sama ze sobą, ze swoimi myslami, miałam żal do Boga. stawiałam Mu ciągle pytanie:dlaczego? dlaczego moje dziecko? co zrobiłam?
Z czasem ten żal przerodził sie w wiarę - Bóg dawał mi siły i wytrwanie w najcieższych momentach. To własnie Bóg pomógł mi przejść przez Jej śmierć. Mimo iż buntuje się, zastanawiam, szukam odpowiedzi jak poskładac te układankę w całośc, jak dobracć brakujący puzel by ułożyć obrazek - mam zal, ale nie do Boga.Do losu. Może to niezrozumiałe i głupie, ale tak jest.
Myśle,że Bóg nie jest w stanie "ukarać " człowieka chorym dzieckim. On kocha człowieka. Zastanawiałam sie, po co Jemu tyle niewinnych Aniołków? może One nie są dla Niego - One mają swe poslannictwo dla inych ludzi tu na ziemi. To własnie Bóg pozwala mi kazdego dnia cieszyc się słońcem , zdrowiem i śpiewm ptaków, to On daje mi siły na właściwe dla mnie przezycie żałoby. tak jak pisała Zorka - On płakał razem z nami, kiedy odchodziy Nasze Dzieci. One sa teraz Dziećmi Nieba.........
-- Jola - mama Aniołka Sylwuni
|