Ja jestem z natury samotnikiem, po prostu jedynaczka. Jeżeli jest mi źle, wolę w samotności pomyśleć, wypłakać się niż próbowac na siłe czymś zaleczyć ból. Dlatego przez pierwsze dni, tygodnie, miesiące po śmierci mojego synka nie chciałam się z nikim spotykać. Później umierała mi babcia, dokładnie trzy miesiące po śmierci małego. Jeżdziłam do hospicjum, pomagałam tam, siedziałam przy babci i czułam się potrzebna, wiedziałam że mój synek jest blisko, że czeka na babcie.Czułam tam, jak śmierć jest blisko, jak w takim miejscu przenikają się dwa światy. Czy odzyskałam do końca równowage? Potrafie się śmiać, bawić, rozmawiać, cieszyć życiem i moim nowo narodzonym dzieckiem, ale przychodzą momenty kiedy zaczyna się wszystko od początku. Natrętnie pchają się te same pytania, ten sam żal, tesknota...nie wiem czy kiedykolwiek to przejdzie.
|