pracoterapia... dużo pracy by nie myśleć... a tak naprawde - mi najbardziej pomogly rozmowy i listy, listy i rozmowy. Byl czas ze musialam wyrzucic z siebie cala ta rozpacz, bol, zal i wtedy pisalam, pisalam... to chyba najbardziej. Rozmowy z rodzicami po stracie, z innymi mamami, które też opłąkiwały swoej dzieci. Ze szcześliwymi rodzicami nie byłam w stanie się spotykać przez długi czas, właściwie przez ponad rok... dopóki nie urodził się nasz synek. A i teraz czuję wciąż potrzebę, by o mojej córeczce mówić, by przypominać, że mam dwoje dzieci... Sciskam a
|