do oliwi Kochana, psycholog to bardzo dobry pomysł, nie zastanawiaj się i idź. Duszenie wszystkiego w sobie to najgorsze co można zrobić. Daj później koniecznie znać jak wrażenia! :)
I jeszcze chciałam się odnieść do kwestii o której wspomniałaś, że wszyscy wokół mają już dosyć tego tematu... Wiesz, mnie na początku też bardzo ruszało to, w jaki sposób zachowywało się moje otoczenie.. Teście w ogóle przestali poruszać temat Malwinki.. tak jakby Jej w ogóle nie było! Na początku stycznia kuzyn męża brał ślub - zdecydowaliśmy się nie pojechać, nie byliśmy w stanie. Pamiętam jak jakiś czas przed weselem kuzyna, zadzwoniła do mnie teściowa i wspomniała, że szkoda, że nie jedziemy na ten ślub.. Byłam taka oburzona tym, że tak powiedziała.. Że jak ona sobie wyobraża, że ja w ogóle mogłabym myśleć o "imprezie", jak co noc mam przed oczami buźkę mojej Malwinki, jak co noc przeżywam tą całą traumę od nowa.. To tylko jeden z wielu momentów kiedy byłam zła na bliskich.
Ale teraz już tak do tego nie podchodzę. Nabrałam troszkę dystansu. Ja wiem, że moi bliscy też cierpią, że też kochają Malwinkę i bardzo na Nią czekali. Tylko tak naprawdę nie wiedzą jak się zachować, jak pomóc, stąd też wychodzą czasem dziwne sytuacje i nieporozumienia.
Przed takimi sytuacjami od początku przestrzegała mnie psycholog i prosiła żebym nabrała dystansu do otoczenia, bo nikt nas nie uczy POMAGAĆ w takich sytuacjach. Trzymam za Ciebie Oliwia kciuki i pozdrawiam. . Jola, mama Malwinki (*+9.10.2014 r., w 40tc) i Martynki w brzuszku
"Ludzie marzą o Aniołach - niektórzy mieli takie szczęście by trzymać jednego z Nich w ramionach..."
|