Dziękuję Aniołkowe Mamy za odpowiedzi.
[*][*][*][*][*] Zapalam światełka dla naszych Małych Cudów tam w Niebie <3
W poniedziałek odebrałam wyniki sekcji mojej Zuzi - niestety (albo stety) nic nie wykazały. Z wynikami pojechałam na wizytę do mojego lekarza. Powiedział, że nie ma wyjaśnionej przyczyny, że nie mógł to być żaden wirus ani nic z tych rzeczy, bo byłoby widać na grudniowej wizycie, że coś niedobrego się dzieje no i badania krwi w szpitalu też by na to wskazywały... Powiedział, że nie ma tu wpływu cukrzycy ani ciśnienia. Przynajmniej wiem, że niczym nie zaszkodziłam Zuzance. Jedyne co zasugerował, to badania genetyczne w kierunku trombofilii, być może jakieś mikrozakrzepy czy coś w tym rodzaju mogły mieć wpływ na to, co się stało. Chcemy się szybko starać o dziecko, nie po to żeby zastąpić Zuzię, tylko po to, bym znowu miała cel w życiu. Lekarz po badaniu powiedział, że mamy się zacząć starać po najbliższym okresie (pierwszy po porodzie miałam po 4,5 tygodnia i właśnie się skończył kiedy miałam wizytę). Tym bardziej, że nie wiemy ile czasu nam to zajmie z moim PCOS. Znowu czeka nas walka od nowa - leki na wywołanie owulacji, zastrzyki na pękanie pęcherzyków, inseminacja... Ale pierwszy cykl lub dwa chcemy spróbować w domu, może akurat się uda... Pan Doktor obiecał, że urodzę zdrowe dziecko! Mówił, że w kolejnej ciąży będę przyjmować zastrzyki z heparyny i że zakończymy ją wcześniej - 37/38 tydzień. Opowiadał mi o kobiecie, która dowiedziała się o obumarciu ciąży u niego w gabinecie... Teraz ma kolejne dziecko i po raz trzeci jest w ciąży... To daje nadzieję, że pewnego dnia i ja zostanę ziemską mamą! Codziennie wieczorem proszę Zuzankę, żeby wyprosiła nam u Boga młodsze rodzeństwo niedługo :) wiem, że ucieszy się, kiedy będzie mogła zostać starszą siostrzyczką! 26 lutego wracam do pracy. Jestem nauczycielką w młodszych klasach, więc liczę się z tym, że bardzo trudno tak na zaraz znaleźć cały etat dla nauczyciela, który miał wrócić do pracy w marcu 2019 po prawdziwym urlopie macierzyńskim i z rocznym dzieckiem w domu... Na szczęście moja dyrekcja coś tam wygrzebała dla mnie, bo w domu do końca sierpnia chyba bym zwariowała. Trudny czas przyszedł... Myślałam, że dobrze się trzymam, że będzie ok... Niektóre dni mijają bez łez. Od kilku dni mam niestety kryzys - wszystkie koleżanki i znajome, które miały termin porodu w okolicy mojego (03.03 wg karty ciąży, 28.02 wg usg) już rodzą albo się przygotowują. Mam sąsiadkę, która jest równo 10 lat młodsza (ma 19 lat!) i miała termin porodu dzień przede mną - wczoraj urodziła... A ja płaczę z żalu i tęsknoty, maluję na biało tymczasową obudowę grobu mojego dziecka i myślę, jaki stroik się Zuzi najbardziej spodoba... Chce mi się wyć!!!!! Dziękuję, jeśli ktoś miał cierpliwość przeczytać wszystko do końca. Dobrze jest mieć gdzie wyrzucić myśli... Ściskam Was mocno!
|