Droga mamo Szymusia, chciałam Ci tylko powiedzieć, że ja po śmierci Hani też miałam dokładnie taką reakcję w czasie Mszy - nie mogłam powstrzymać łez. Te łzy przynosiły mi największą ulgę, czułam się wtedy tak, jakbym płakała w obecności Córeczki i Jezusa. Dla mnie te łzy były darem, choć przecież starałam się nie "robić scen" w kościele;)
Myślę, ze Twoje pragnienia są bardzo miłe Bogu, bo jesteś szczera. Czasem wydaje nam się, ze inni to mają tak łatwo z tą wielką wiarą i zaufaniem, a tak naprawdę bywa (absolutnie nie twierdzę , ze dotyczy to kogokolwiek z tego forum!), że to tylko udawanie przed sobą samym... Dla człowieka wierzącego normalną częścią żałoby jest też bunt, niezrozumienie i stopniowe przebaczenie Bogu. On nie potrzebuje tanich usprawiedliwień w rodzaju "tak będzie dla dziecka lepiej" "Tam jest szczęśliwsze" "Bóg wiedział, co robi". Jedyną odpowiedzią na nasze pytania jest Jego własne Dziecko najpierw w pieluszkach, a potem na krzyżu i w grobie. Na szczęście potem jest Zmartwychwstanie, ale czy to łatwo pojąć? Tym bardziej, że taka rana w sercu... Potrzeba czasu, całą Wieczność...
Bardzo mocno Cię pozdrawiam! Nie ustawaj!
kasia, mama Hanulki (12.06.2009 - 18.01.2010), a także Jerzyka i Stefka http://haniamarkiewicz.pamietajmy.com.pl/index.php
|