"Ja mam wrażenie, że Mily_Pan wymaga od żony po prostu niemożliwego..niewykonalnego, bynajmniej na chwilę obecną...i na najbliższy czas." Nie jestem psychologiem i nie znam Cię Mily_Pan więc nie wiem co czujesz Wypowiem się jednak bo mam wrażenie, że pod tym względem mamy wiele wspólnego... Ja po śmierci Julka czułem, że zawiodłem. Z całego serca chciałem, żeby to co się stało nie stało się lub nie było tak straszne jak to czuła moja żona. Wszyscy, zaczynając od lekarzy, po rodzinę umniejszali tą śmierć, pocieszając w ten okropny, znany dla nas sposób (nic się nie stało, będzie dobrze - wtedy nie drażniło mnie takie pocieszanie. Było jak pokrzepienie.Tak bardzo chciałem w to wierzyć). Miało być przecież zupełnie inaczej. Trudno jest przyznać się, że nic nie zostało z marzeń. Z takich marzeń. Myśleliśmy, żeby szybko zajść w ciążę (tak też sugerował lekarz). Tylko, że nie da się cofnąć czasu. Zastąpić zmarłego Dziecka nowym. Tak bardzo chciałem, żeby to tak nie bolało. Nie wiem, czy tak to odbierasz, ale wiem, że jesteś wściekły na tą sytuację - to jedyna rozsądna reakcja i wiem, że martwisz się o żonę, bo w przeciwnym razie nie szukał byś tu pomocy. Trzymaj się w tym trudnym czasie...
|