Dla mnie widmo wieloletniej udręki i żałoby to jakiś koszmar i nie jestem przekonany że pielęgnowanie tak strasznych doznań jest właściwą drogą. Mam wrażenie że może to się skończyć dla żony długą i poważną depresją. Może ja patrzę na to inaczej bo jestem mężczyzną i nie rozwinąłem tak silnej więzi emocjonalnej ze swoim nienarodzonym dzieckiem jak moja żona która nosiła je pod piersią. Nie mogę odeprzeć uczucia że jeśli czegoś w tym temacie nie zrobię, nie wiem, zadziałam w jakiś sposób, wpłynę na żonę, to stracimy również siebie nawzajem. Jestem u kresu sił wracania codziennie do domu i słuchania "milczenia" chcąc przy tym podtrzymywać normalne ognisko domowe, tak się po prostu nie da.
|