To siebie nazywam bezduszną... Bo skoro mogę istnieć bez mojego szczęścia? Skoro ja mogę a Ona... nawet nie wiem co z NIą się dzieje, gdzie jest, co czuje. Czy tak powinna zachowywać się matka? Powinnam być przy Niej. Ona mi ufała. Byłam dla Niej wszystkim. Chciałabym wciąż być dla Niej wszystkim. Czy prawdziwa milość istnieje? Wydaje mi się, że kochac bardziej nie można. A jednak żyję bez NIej. Bez mojej miłości. Każdy dzień oddala mnie od Niej a ja nie mam siły aby umrzeć. Aby przejść to co Ona. Zostawiłam Ją w tym. Nie można zapomniać, nie można próbować zyć normalnie. Nasze dzieci nie zasługują na to. Nie chę byc szczęśiwa. NIe chcę przestać odczuwać żalu. Dla mnie ta histroria jest przerażająca (dla mnie - ja naprawdę niekogo nie oceniam). Najgorsze jest to że pewnie moja historia podobnie się skończy... a miałam nadzieję, że to niemożliwe. Ania
|