Pewnie nie powinnam się na ten temat wypowiadać, bo, jak już gdzieś pisałam, "zapomniałam już, jak to jest nie być w ciąży", ale bardzo podziwiam osoby, które tą swoją wielką tęsknotę za rodzicielstwem potrafią jakoś dobrze spożytkować, na chwilę nie skupiać się na tym strasznym chceniu, tylko oderwać myśli i np. zaangażować sie w pomoc dzieciakom z domów dziecka. Czasami podobno właśnie wtedy coś sie w organizmie "odlokowuje" i udaje się zajść w ciążę. Podobnie jak z adopcją. Bardzo, bardzo podziwiam ludzi, którzy się na nią decydują - tak jak tu jedna z Was pisze:) Pamiętam, ze kiedy ustalaliśmy z mężęm przed ślubem różne ważne sprawy, uważałam, ze nie dałabym rady zaadoptować dziecka (mieliśmy tu rózne zdania). Od śmierci Hanulki coś się zmieniło. Jestem ostatnio pod wrażeniem strasznej historii, w jaką zaangażowali się nasi przyjaciele - historii dwojga prawników, którzy rozwodząc się, zrzekli się dziewczynki. Przez 8 lat była u nich w rodzinie zastępczej... Każde z nich ułożyło sobie "nowe życie", w którym dla tej małej nie było miejsca... Dla rodziców po stracie coś takiego wydaje się nie do pojęcia - z własnej woli powiedzieć "nie chcę tego dziecka"... Jakoś tak poczułam ostatnio, że może kiedyś moglibyśmy być dla kogoś rodziną, zaopiekować się jakimś stęsknionym dzieckiem (niekoniecznie małym), nie wiem, może żeby ten potencjał zarezerwowany tylko dla Hani został jednak wykorzystany... Czy Wy też macie czasem takie pragnienia?
kasia, mama Hani (Z Miłości powstałaś - w Miłości przebywasz), ziemska mam Jerzyka i Stefcia w brzuszku (31 tc)
|