Widze,ze ten post jest starszej daty...ale on tak do mnie teraz przemawia.
Ja po smierci Krzysia jakbym zwatpila, ze Bog moze cokolwiek zdzialac w tym swiecie. Nie obwinialam go za smierc...myslalam, ze on nie mial na nia wplywu...ale skoro nie mial wplywu na zlo...to moze i nie ma wplywu na dobro... dzies po prostu sie zagubilam, na ile Bog moze nam na tym swiecie pomoc...na ile moze wysluchac naszych modlitw... i teraz nie wierze, ze on "zabral" mojego Krzysia ode mnie... wierze, ze jest Miloscia i ze nie chce krzywdy i cierpienia nikogo z nas.. nie tylko nas Rodzicow, ktorzy stracili malenstwa... on nie che przemocy, chorob.... a jednak na tym swiecie - choroby, przemoc, cierpienie, smierc...jest...i nie wiem, czy kiedykolwiek zrozumiemy dlaczego...
ja ograniczam sie do tego, ze wierze, ze moj Krzys jest w niebie, ze jest bardzo blisko Boga, ze jest szczesliwy, ze do niego wlasnie nalezy krolestwo niebieskie... a skoro tak wierze, to mysle, ze jedyna forma glebszej "komunikacji" z moim malenstwen jest przystepowanie do Komunii Sw.... ze wlasnie poprzez Komunie jakos doswiadczem tamtego swiata... a przynajmniej sie staram... tak smierc mojego dziecka sprawila, ze nagle zaczelam sie tak bardzo naturalnie modlic.. i wielka wage przypisuje do Komunii... niby wczesniej wierzylam..a jednak do Komunii przystepowalam sporadycznie...
i wierze, ze myslac o Krzysiu mysle tylko o dobru i o tym, co moge orbic tu na ziemi by moc sie spotkac z nim w niebie... i doswiadczac chocby w polowie tej obecnosci z Bogiem co on doswiadcza..
ale wiecie - jednoczesnie rozummiem i bol i zlosc, zal do Boga... rozumiem, choc sama go nie czuje
Asia mama Krzysia (*+27.12.2007)
|