Dziś minął miesiąc odkąd słyszałam ostatni raz moją Zuzieńkę... Zadzwoniła do mnie, że strasznie ja boli głowa, potem wszystko potoczyło się tak szybko, w ciągu godziny znalazła się w szpitalu, tomograf i wyrok, rozległy wylew prawej półkuli, karetka na sygnale,( do dziś serce mi szybciej bije na jej głos), szpital specjalistyczny neurochirurgii. Następny tomograf i następny wyrok, nie ma szans, cały mózg zalany. Pytanie lekarki czy jesteśmy wierzący, czy można posłać po księdza z ostatnim namaszczeniem? Zgadzam się... padam na kolana i krzyczę, że to nie może być prawdą, proszę Boga aby nie zabierał mi dziecka, bo to nie tak miało być. Zuzia już nie oddycha sama, robi to za nią maszyna, serce jej bije jak oszalałe, ciśnienie skacze, następny tomograf, jest gorzej, zabierają ja na zabieg, zakładają dren. Ciśnienie się uspakaja, Zuzia walczy o życie... Na następny dzień lekarze uznają stan Zuzi jako bardzo ciężki, ale stabilny, niestety wieczorem następuje kolejny wylew, stan kliniczny bez zmian. Cały tydzień Zuzia walczyła o życie, cały jakże dla mnie długi a zarazem krótki tydzień... Byłam przy niej cały czas, do ostatniej chwili do ostatniego drgnienia jej kochanego serduszka:(((( Tak Bardzo mi jej brakuje, tak bardzo tęsknię... Świat się pomylił Zuzieńko...<<<***>>> http://nasza-klasa.pl/profile/6170930 http://zuziakucharska.pamietajmy.com.pl/index.php
|