Boże, czemu ja nie potrafię do tego tak podejść jak Ty Kasiu. Nic do mnie nie przemawia w te Święta. Czuje tylko pustkę. Jak jeszcze chłopaki w ciągu dnia wariują to nie jest źle, ale wieczorem jak śpią to jest beznadziejnie. Myślę tylko o tym, że nie ma z nami Julci, a ciągle w ciąży gadałam, że na Wielkanoc już będzie z nami. No, pewnie jest, ale inaczej niż chciałam. W ogóle to życie jakieś inne, nic już nie cieszy tak na maksa jak kiedyś. Aż mi głupio, że są chłopaki, a ja i tak czuję pustkę. Dziecko, które było z nami najkrócej najbardziej zmieniło nasze życie, przestawiło myślenie na zupełnie inne tory. Jak patrzę na swoje zdjęcia przed, widzę całkiem inna osobę, pełną radości, ufności pokładanej w Bogu i niestety nieświadomości tego co za chwilę nadejdzie. Jakie inne jest teraz to życie, jakieś takie bardziej refleksyjne, pełne świadomości przemijania, tak wiele rzeczy się zdewaluowało, wiele z tego co kiedyś było ważne teraz całkiem straciło na znaczeniu. Inne drugie życie, gorsze o tyle że nie ma w nim mojego dziecka. Nie ma go fizycznie, żyję w dwóch równoległych światach, tu, bo są chłopcy, cudowne chłopaki i dla nich muszę się starać, ale część serca powędrowała już tam, za zmarłą córeczką. Cały czas towarzyszy mi jakoś jej obecność, przybliżyła mi Niebo (chociaż inaczej niż chciałam, marzyłam o „Niebie na ziemi” z nią). Można by powiedzieć bardziej „doliniarskie” to życie teraz. Ale czy nie taki był Boży zamysł? Czy to właśnie tak mamy żyć, cały czas ze świadomością kruchości tego świata, naszego ziemskiego życia? (Jeśli tak to jak cudnie by było gdyby teraz powiedział: „Ok. Zrozumiałaś już co chciałem żebyś zrozumiała, teraz mogę ci Ją oddać”. Wszechmocny Bóg, wiem jednak na pewno, że tego nie zrobi. To nie w Jego stylu. A szkoda.)
|