Wracam do wątku bo bliski memu sercu temat podejmuje... Wielkanoc zawsze była moim ulubionym świętem kościelnym. Cudowna atmosfera budzącej się do życia po zimie przyrody, dłuższe dni, więcej słońca na niebie... same pozytywne emocje. Dlatego też w 2007 roku w dniu tego święta wzięliśmy ślub. Dwa lata później w te święta zorganizowaliśmy chrzciny naszego starszego synka Wiktorka. Kolejne dwa lata później, czyli w tym roku w wielki piątek pochowaliśmy naszego drugiego synka. Mojego motylka Karolka. Opuścił nas gdy spaliśmy, cichutko, nad ranem... W tym roku pogrzebałam razem z Loleczkiem moją radość związaną z tymi świętami. Ktoś ze mnie zadrwił, bardzo boleśnie i na tyle skutecznie, że już nigdy nie będę szczęśliwa takim szczęściem Wielkanocnym jak dotychczas. Nie wydaje mi się bym dała radę wskrzesić w sobie tą beztroską wiosenną świeżość pozytywnego myślenia i nastawienia do życia. Już nigdy w życiu - nie chcę, nie potrzebuję tej naiwnej i bezdennie głupiej radości. Wszystko zniweczone. Tylko śpij i aż śpij A mnie prowadź tam Tam gdzie jesteś Chcę byc tam gdzie ty W niebie?Czemu nie.. W piekle?Aż na dnie... Będę wszędzie,wszędzie będę Czy to ważne gdzie to będzie? Więc przytul się i śpij
|