Witam! Mimo, że śledzę to forum i wasze historie już od 8 tygodni dobiero dziś znalazłam trochę sił aby napisać o sobie. Wiosna w pełni, słoneczko świeci dumne mamusie spacerują z dużymi brzuszkami inne wożą swoje szczęścia w wózku… ja też spaceruje tylko z pustym brzuchem i złamanym sercem. Dziś mija 8 tygodni od śmierci mojego synka. (a raczej od zabiegu bo mój Jaś już wcześniej mnie opuścił – przestało bić mu serduszko). Ciąża przebiegała ok, przynajmniej tak mi się wydawało dzięki zapewnieni mojego lekarza prowadzącego. Czułam się dobrze żadnych wymiotów czy innych dolegliwości, do czasu… dzień przed wizytą kontrolną pojawiły się upławy, zgodnie z zaleceniami przeleżałam cały dzień i się uspokoiło, ale tylko na chwilę bo wieczorem pojawiło się niewielkie krwawienie. Pojechałam z mężem do szpitala, mój lekarz miał właśnie dyżur, zrobił USG i usłyszałam wyrok: brak akcji serca, ciąża obumarła. Następnego dnia miałam zabieg, całą noc miałam jeszcze nadzieję że to jakaś koszmarna pomyłka że rano przyjdzie lekarz i powie że wszystko jest ok, że się pomylił. Nie przyszedł. Od razu po obchodzie zabrali mnie na zabieg, powiedzieli mi tylko że muszą szybko go zrobić bo mam bardzo słabe wyniki i jest zagrożenie życia. Na sali operacyjnej lekarz zapytał mnie tylko jeszcze czy chcę zabrać dziecko i je pochować. Potem pamiętam już tylko męża siedzącego przy łóżku i wycierającego lecące ciurkiem z oczu łzy, nie miałam siły wydusić z siebie nawet jednego słowa. Musieliśmy szybko podjąć decyzję dotyczącą płci dziecka i wybrać dla niego imię. Następnego dnia byłam już w domu, z pustym brzuchem i złamanym sercem. Mąż pojechał do urzędu zarejestrować synka, przywiózł akt urodzenia z adnotacją „Dziecko martwo urodzone” – niby tylko trzy krótkie słowa wydrukowane na papierze, a tak bardzo bolą… Mimo że od tych wydarzeń minęło już prawie dwa miesiące, ja nie potrafię się pozbierać, robię dobrą minę do złej gry i codziennie zadaję sobie pytanie jak mam żyć jak przetrwać każdy dzień. Zastanawiam się, czy ja też kiedyś pójdę na spacer z moim dzieckiem w brzuszku albo w wózku… Jaśkowa Mama MJ
|