Witam Cie! Bardzo Ci współczuję, dobrze wiem co przezywasz, bo dokładnie 2 miesiące temu stało nam sie to samo. Straciliśmy naszą Julkę w 37 tyg. ciąży. Całą ciążę znosiłam super, cały czas pracowałam, wyniki były w normie, nic co mogłoby nas i lekarza zaniepokoić. I nagle 13 lipca-piątek, nie mogłam spać, wiedziałam że coś jest nie tak, nie czułam ruchów, z rana pojechalismy do szpitala i ......... okazało się że serduszko naszego maleństwa nie bije. Nie mogłam w to uwierzyc, 10 dni wcześniej byliśmy na wizycie u ginekologa i było wszystko wporządku, a tu nagle.... taka wiadomość, nie wierzyłam lekarce, która robiła mi usg ;/ Lekarze też nie wiedzieli co mogło się stać. Krótka odpowiedź: dziecko nie żyje i trzeba je urodzić naturalnymi siłami. Te 2 dni były okropne, miałam skurcze, ale rozwarcia nie było. Mąż był cały czas przy mnie, nie wiem jakbym dała sobie radę bez niego. Wkońcu urodziłam........ nie widziałam naszego dzieciątka, zabrali ją od razu po porodzie. Po powrocie ze szpitala czułam się paskudnie, całymi dniami leżałam w łóżku , płakałam, nikt nie potrafił mi tego wytłumaczyć co się stało. Sekcja zwłok nie wykazała żadnej wady, była zdrowa nasza kruszynka.Dzisiaj mineły 2 miesiące, myślałam że najgorsze juz mamy za sobą, ale teraz czasami jest o wiele ciężej niż po porodzie. Wracają myśli, płaczę gdy widzę małe dzieci, tęsknię za moją Julcią, chciabym ją przytulić, pocałować. Nie było nam to dane, nie wiem dlaczego Bóg nas tak ukarał i nam ją zabrał. Wróciłam do pracy, ale żyję z dnia na dzień. Cały czas myślę o naszym dziecku, kocham ją bardzo. Piszcie na meila: Karolina2111@interia.pl
|