Tak dawno mnie tutaj nie było... minęły dwa lata od kiedy wpisałam pierwszy post... tęsknię za Synkiem jeszcze bardziej, jak za kimś kto bardzo długo nie wraca. Czekam codziennie na jego powrót do domu. Stoję w oknie i wyobrażam sobie, że zaraz zobaczę go na chodniku w grupie kolegów, albo jak biegnie spóźniony, bo wie, że czekam i się martwię... Wszystko jego mam nadal, ułożone tak jak zostawił w swojej szafce, jakby wszystko chciał uporządkować. Drażni mnie głupia ludzka radość, powierzchowność zachowań, brak szacunku dla życia. Mam wrażenie, że gorzknieję, że się oddalam... to co powinno cieszyć i zachwycać jest zwyczajne, nawet banalne... Kiedy widzę prośby o oddawanie szpiku dla potrzebujących dzieci i niemrawe odwracanie głów przez ludzi i prawie czytam ich myśli "e tam...""ktoś pójdzie przecież, ja nic nie zmienię..." "nie mam czasu..." widzę twarz chłopca, albo dziewczynki - bladą - a w niej wielkie, pełne nadziei oczy, że będzie żył, ktoś nowy przyjdzie i nagle okaże sie zgodny... Kuba nie musiał czekać na dawcę, przeszedł autoprzeszczep (pobrano mu jego szpik, który wszczepiono po megachemioterapii) ale droga jest taka sama - trudna i pełna strachu, czy się uda... Mam taki żal do świata, do ludzi... Jaki świat byłby inny, gdybyśmy nie zostali rozdzieleni, Synku... m.fijalkowska
|