Czytałam kiedyś wypowiedź mądrego człowieka na temat płaczu. Płaczemy dla siebie, dla pozbycia się żalu,, wyrażenia emocji, przyniesienia sobie ulgi. To obrona organizmu przed tym, co trudne do wytrzymania, szkodliwe, trujące. Płacz jest niejako odruchem, rzadko możemy wywołać go bez powodu, gdy wszystko jest w porządku. Płacz służy więc określonym celom. Dlaczego więc ludzie, patrzący na kogoś cierpiącego, płaczącego mówią: "nie płacz"? Dlatego, ze nie mogą na to patrzeć, nie wiedzą, jak się zachować, co powiedzieć temu smutnemu człowiekowi. Jego płacz ich dołuje, czuja się zażenowani, niespokojni. Więc w niejako dobrej wierze mówią, zeby nie płakać. Nie płakać dla wygody otoczenia, bo otoczeniu jest z czyimś płaczem źle - nie płacz już, bo mam dosyć... Nieważne, ze płaczącemu płacz pomaga - jest przecież wentylem bezpieczeństwa. I chociaż pokonamy łzy, żeby nie leciały, to potrzeba płaczu nie zniknie. Emocje nie zostaną rozładowane, będzie jeszcze gorzej. Twój syn na pewno chciałby nie tego, żebys nie płakała, ale tego, żebyś sie nie martwiła, nie czuła bólu. Jeżeli Cie widzi, to widzi także Twoje uczucia i nieważne jezt, czy lecą łzy, czy nie. Ważne jest Twoje serce.
|