Kochani... chyba mogę tak do Was mówić?... dziękuję, a wszystkie słowa otuchy i wsparcia, którego tak samo jak ja przecież potrzebujecie... wiem, że nosimy w sobie ten sam ból, niezależnie od tego jak odeszły nasze Dzieci i jak dawno to się stało... Za trzy dni minie 7 miesięcy od dnia, w którym ostatni raz uderzyło jego serce... To był najgorsza chwila w moim życiu... bezradność... beznadzieja... pustka... nie mogę znaleźć słów, które oddadzą to co czuję... wszystkie są takie zwyczajne... Półka w szafie pełna jest jego ubrań, w szufladzie leżą poukładane jego ręką ukochane przedmioty, w pokoju, który dzielił z siostrą nadal stoi jego wersalka a obok niej perkusja - ukochany instrument, spełnienie jego marzeń. W kąciku - tak jak postawił - cichutko stoi deska snowbordowa, rolki, buty i kask na motor o który planował kupić z tatą jak wyzdrowieje... a ja ciągle mam nadzieję, że wróci... czekam na dźwięki melodii, które swoimi długimi palcami wygrywał na keyboardzie... kiedy wołał: "mamo chodź! zagram ci, już umiem..." Jak w domu jest cicho... jak przeżyję tę resztę lat bez niego? A jeżeli to będzie długo? Jak cieszyć się z sukcesów córki tak rozpaczliwie tęskniąc za synkiem? Jak dzielić z nią jej szczęście, kiedy noszę w sobie tyle smutku? Chcę i nie chcę tu być... Rok temu, kiedy budziła się wiosna byliśmy pełni nadziei, guzy się zmniejszały, szykowaliśmy się do operacji... Wyszedł z niej z wielkimi ranami i obolały ale był szczęśliwy, mówił z uśmiechem: "mamo, gdzie guz? NIE MA GUZA!!!!!!" To było tylko rok temu!!! Boże, nie wiem, jaki w tym wszystkim jest Twój plan... dlaczego nie zostawiłeś nam Kuby? zniosłabym wszystko, wszystkie wyzwania i trudy i wiele wiele dni walki o jego życie. I oddałabym swoje małe życie - byle by mógł po prostu być... tak zwyczajnie być... Przytulam Was wszystkich... nie wiem co będzie... nie wiem, czy chcę wiedzieć... bo po co? http://jakubfijalkowski.pamietajmy.com.pl m.fijalkowska
|