Kingo, nie miej do siebie pretensji. Przeciez, gdybys wiedziała ze cos jest nie tak, to bys poszła do szpitala, na zwolnienie, bardziej dbałabys o siebie. Ja tez nie wiedziałam, ze Ami ma ciezka wade, tak bym nie przenosiła ciazy o 9 dni! i nie latalabym do pracy z bagazami do konca 6 miesiaca, az semestr sie skonczy i zalicze staz (stres, stres). Moja Amelka tak jak Kasiunia tez urodziła sie 23 wrzesnia 2006 roku i żyła 16 dni. I wiesz, ja równiez dziekuje Bogu i za walke Amelce, ze była ze mna az (i tylko) tyle, ze mogłam sie choc troche nia nacieszyc. Gdy na poczatku stojac nad jej grobem zaczynałam miec wyrzuty do siebie, odczuwałam wyraznie, ze nie mam sie tym zamartwiac, ze Amelka jest teraz szczesliwa, nic ja nie boli, ze juz nic nie zmienie, a ona nie ma mi za złe. Mam sie cieszyc jej szczesciem. To troche, tak jak w Twoim przepieknym snie. Mojemu ojcu (który jako ostatni z rodziny widział Amelke) przysniła sie, krótko po odejsciu Ami do nieba, kilkuletnia dziewczynka, która bawiła sie wesoło z dwójka innych dzieci na schodach. Gdy ojciec zawołał na nia po imieniu, to do niego podbiegla i go usciskała. Wiem, ze nasze dzieci sa teraz szczesliwe. I czekaja tam na nas. Jednak mimo wszystko z bolesnym wyrzutem, ze powinnam była cos robic lub nie, przyjdzie mi chyba zyc juz do konca... Ciepło pozdrawiam Dla dzielnej Kasienki (*)
|