Magdo, źle mnie zrozumiałaś. Nie masz najmniejszych powodów aby mieć do siebie żal.
Wbrew pozorom dałaś dziecku lepsze życie niż tu miałoby kiedykolwiek. I sama wiesz o tym
doskonale! Jesteś katoliczką i wierzysz w Boga, wnioskuję z tego co pisałaś. A zatem
wiesz doskonale że życie na ziemi jest chwilowym pobytem, dla jednych krótszym a dla innych
dłużym. Wiesz też że pierwi ludzie trafili na ziemię za karę, po to aby zatęsknić za Bogie,
aby docenić to co stracili, aby odbyć tu karę po której wrócą do Domu, do Ojca i do Raju,
który dla nich stworzył. Nigdzie nie ma mowy że to życie miało być sielanką trwającą
wiecznie. Śmierć jest zatem powrotem do Domu, jest nieunikniona i czeka każdego z
nas. Twoje Dziecko poprostu wróciło tam wcześniej, i napewno jest bezpieczniejsze niż tu
z Tobą byłoby kiedykolwiek, bo tam nie ma głodu, krzywdy i cierpienia.
Może to głupio
zabrzmi, ale tak właśnie myślę.
Owszem podpisałaś zgodę na terminację ciąży co
spowodowało niewątpliwie wczęśniejszą śmierć twojego Malęństwa. Ale czym niby różnisz się
ode mnie? Ja urodziłam Dziecko, walczyłam o jego życie. Patrząc z perspektywy czasu - jak
ślepy, głuch i niekumaty debil nie chciałam wierzyć w to co mówią, choć doskonale wiedziałam
co do mnie mówią. Tomek dusił się prawie codziennie. Wiem jaki to widok, gdy trzymasz
dziecko w ramionach a ono patrzy na ciebie, takim słodkim błagalnym ale i radosnym
sspojrzeniem, patrzy na Mamę i uśmiecha się, ty skaczesz do góry z radości i szczęścia, a
ono za chwilę robi się szare, fioletowe, szare, szare aż staje się zielone i czujesz jak
serduszko bije wolniej, wolniej aż bić przestaje. Masakra to mało powiedziane... I chyba nie
ma takich słów które mogą opisać to co wtedy się czuję. I o tym też wiesz. Ty panikujesz
a wszyscy mają to w dupie "jak będzie chciał żyć to żyć będzie".
Mówisz że
jesteś wyrodną Matką bo podpisałaś zgodę na terminację. To ja też jestem wyrodną Matką bo
niewątpliwie sama skazałam Syna na śmierć, jakby na to nie patrzeć. Podpisałam 29.01.2008
zgodę na wykonanie tracheotomii. Podpisałam choć wiedziałam że mój Syn ma raptem 5% szans na
przeżycie zabiegu, 5% że jeszcze zobaczę go żywego. Uwierz mi, żadnym pocieszeniem jest
fakt że nie było innego wyjścia, że bez tego zabiegu mógł umrzeć w każdej chwili, bo
codziennie umierał i ożywał, żadnym pocieszeniem jest fakt że lekarze przynieśli ten papier
ze łzami w oczach prosząc o podpis, i żadnym pocieszeniem jest fakt że się wachałam, że
trzesły mi się łapy i płakałam. Nic nie zmieni tego że to podpisałam, nawet fakt że bez tego
i tak by umarł.
Zmiana sytuacji nie zmienia rzeczywistości i wcale nie jest z nią
łatwiej.
Zrobiłam to samo co ty, tyle że parę miesięcy później.
Wierzę że to
spojrzenie, którym patrzył na mnie ostatni raz, i to samo które miało w oczach twoje
Maleństwo, to jedynie miłość którą do nas czuły nasze Dzieci i podziękowanie za okazane im
czucie dopóki były z nami. buleczka
Mama Tomcia (22.06.2007 - 14.02.2008) http://tomuskaczorowski.pamietajmy.com.pl
|