Moja ukochana Adelka odeszła tragiczną śmiercią w dniu 17 lutego 2013 roku. Miała dokładnie 10 i pół roku. Odeszła razem ze swoją mamą i babcią w wyniku zamachu jaki przeprowadził oszalały sąsiad, który odkręcił gaz i spowodował wybuch całego 3 piętrowego bloku. Zginęło jeszcze dwoje dzieci i on sam. Od tamtego czasu nie umiem się pozbierać, ciągle pytam dlaczego? Miała przyjechać do nas na weekend... Choć nie żyliśmy razem kochałem ją i kocham całym sercem. Spędzaliśmy ze sobą wiele czasu na wakacjach i w roku szkolnym też. Teraz mam dziurę zamiast serca. Nie muszę nikomu mówić kim jest córka dla ojca. Teraz jej nie ma, pozostało kilkadziesiąt zdjęć i parę obrazków ze szkoły, para butów, bluzeczka i majteczki, które kiedyś zapomniała u mnie i już zostały, zostały na wieczność. Poza tym nic innego nie zostało, wszystko pochłonął wybuch i pożar. Stojąc nad Adelką leżącą w trumnie wiedziałem, że życie się dla mnie skończyło, życie w takim kształcie i jak ktoś napisał tutaj przestałem się bać śmierci i mam nadzieję, że nie będę musiał żyć zbyt długo, bo ból jest nie do opisania. Musiałem wreszcie to z siebie wyrzucić tutaj na forum, bo pomoc psychologa nic nie daje, czas też nic, bo z każdym dniem tęsknię coraz bardziej i coraz bardziej nie chce mi się żyć. Mam dla kogo, powtarzam sobie, że jeszcze jest junior, który mnie potrzebuje i mały roczny Tymek, ale niech ktoś mi odpowie jak żyć?! Jak żyć kiedy wszędzie jej szukam, szukam w pamięci, w domu w internecie... Była tak cudowna, od 4 lat należała do drużyny mażoretek, żyła tym, jeździłem na każdy występ. Od zeszłego roku trenowała siatkówkę w klubie, była z tego taka dumna, ja byłem dumny z niej, bo sam uczę wf. W zeszłym roku graliśmy na plaży... to tak boli, tak boli... http://adelkamlynarczykova.pamietajmy.com.pl
|