Rok temu, w sobotę 16 paż. byłam szczęśliwą żoną, mamą, babcią, teściową... Po zakończonych przygotowaniach do nazajutrzejszych chrzcin mojego wnuka, wrócił Przemuś od swojej dziewczyny. Rano pojechał do spowiedzi, miał być ojcem chrzestnym Kubusia. Wypadek wydarzył się, gdy jechał zabrać babcię i swoją dziewczynę, dwa kilometry od domu. To już rok od tych tragicznych wydarzeń, od dnia, kiedy mój synek odchodził a ja, choć modliłam się żarliwie o wyzdrowienie, nie dopuszczałam myśli, że może umrzeć, nie zwątpiłam. No bo jak to? Mój piękny, zdrowy, silny syn? Wszyscy, tylko nie On!Nawet jak lekarze nie dawali nadziei, po tym jak, stawał sie niewydolny narządowo, po 3 tygodniach w śpiączce...A teraz Go nie ma! Uporczywie Go nie ma, już prawie rok...To tak strasznie boli, tak boli... http://przemekbiel.pamietajmy.com.pl/index.php
|