Trzy obrazy, których nie zapomnę.
Pierwszy: Mój tata wiezie nas samochodem gdy już wiemy, że Mała umiera. Czeka na nas na szpitalnym parterze – z nadzieją, że może, może..., że to nie koniec. Jednak koniec. Podchodzę. Mówię. Tata płacze. Drugi raz widzę jego łzy. Raz płakał jak miałam sześć lat i umarł dziadek. Chyba płakał – miał głowę schowaną między rękami. Mama zabrała mnie z pokoju.
Teraz szybkie, mocne, ostre jak noże łzy. Twarz zwrócona do mnie.
Drugi: Robimy latem płotek na cmentarzu. Na nagrobek nie mam sił więc tata wymyślił płotek, „żeby jakoś wyglądało”. Trzeba kopać głęboko – w grób Małej. Tata kopie z przerażającą siłą. Mocuje się z łopatą, wyrównuje płotek, kopie płotek, ubija płotek. Wali tak mocno, że nie widzi jeszcze, że krew mu cieknie ciurkiem między palcami. Ja widzę. Wsiąka w piasek.
Trzeci:
Rodzi się Bartuś. Jest dwa i pół miesiąca za wcześnie. Leży już na OIOM-ie, ja walczę z respiratorem, którego mi nie chcą wyciągnąć z ust po narkozie. Robi się wieczór. Tata wsiada na rower „bo musi się przewietrzyć”. Jest koniec października, zimno, ciemno, wieje. Do dziś nie wie, że ja wiem. Siedział dwie godziny na Jej grobie prosząc, by nie wołała Bartusia do siebie.
Mój tata – nie wierzący przez dziesiątki lat, nie praktykujący, o surowych zasadach, który mi nigdy nie powiedział, że mnie kocha, który lubił musztrować i szturchać, którego często nie lubiłam, którego się wstydziłam. Mój tata – prosty, dobry człowiek, który po przeszło dwudziestu latach sam z siebie uklęknął przy konfesjonale, który dba o swoją trudną matkę. Który myje jej włosy, obcina paznokcie i gotuje obiad, który jedzie 100 km, by ją zawieźć do lekarza. Mój tata – dziadek... Który nigdy tego nie przeczyta, bo jest za stary na takie nowości. Którego kocham, choć nigdy nie mówię.
|