Moja ciąża również nie była planowana. Nie mam męża, chociaż
ojciec dziecka zdążył mi się oświadczyć. Byłam załamana przez pierwsze dwa miesiące. Nie
chciałam dziecka. Wtedy myślałam, że "nie jestem na to gotowa", a może po prostu
myślałam, że lepiej (wygodniej) byłoby dla mnie gdyby ciąża zniknęła. Bałam się wszystkiego,
ale jak zobaczyłam na USG w 12tc rączki, nóżki i bijące serduszko popłakałam się ze
wzruszenia. Nie rozumiałam dlaczego. Później usłyszałam, że to najprawdopodobniej będzie
dziewczynka i wybrałam imię Zosia. Strach minął. Rodzina i przyjaciele cieszyli się razem ze
mną. Gdy pierwszy raz w 25 tygodniu trafiłam do szpitala lekarze podejrzewali, że dziecko
jest za małe. Ostatecznie nic nie zdiagnozowali, bo mieściło się to w granicach normy, ale
ja chciałam mieć już duży brzuch, który z dumą mogłabym pokazywać, jak inne mamy w 7
miesiącu. Dwa tygodnie później, znów szpital i tym razem stwierdzono głęboką hipotrofię
(była za mała o 6 tygodni) i smutek, strach o Zosię. Niestety łożysko nie odżywiało i nie
dotleniało jej dobrze. przez tydzień obserwowali tętno, gotowi mnie pokroić i wyciągnąć
dziecko, gdyby trzeba było ratować jej życie. Niestety serce przestało bić, gdy odłączyli
mnie od KTG i nic nie można było już zrobić. Urodziłam córeczkę siłami natury, w 28tc. To
było miesiąc temu, a ja bardzo tęsknię. Bardzo. Tęsknię za wszystkim - powiadamianiem
przyjaciół, o tym, że jestem w ciąży, za ich radością i ciepłymi słowami, za wizytami u
lekarza (chociaż moja pani doktor miała dość specyficzne poczucie humoru, którego nie
rozumiałam), ale przede wszystkim tęsknię za Zosią. Życie jest prawdziwe i czasami
przerażające, ale jest na poważnie. Jest jedno. Niepowtarzalne. Darowane każdemu
pojedynczemu i niepowtarzalnemu człowiekowi, który pojawia się na tym świecie. Wierzę, że ja
przeszłam pozytywnie pewną próbę, że pojawienie się Zosi było częścią planu, najważniejszą
jak dotychczas częścią mojego życia. Byłyśmy (ja i Zosia) zapewne rzadkim przypadkiem,
jednym na wiele szczęśliwych porodów dzieci żywych, zdrowych i donoszonych, ale byłam mamą i
Bóg wie co robi. Teraz już się nie boję. Trzeba dużo stracić, żeby zyskać jeszcze więcej.
Pozwólcie, że napiszę jeszcze, że troska o nasze, tylko własne życie to za mało.
Lekceważenie najważniejszych momentów życia, dużo kosztuje. Zawsze i wszędzie. Nawet, a może
przede wszystkim wtedy, kiedy najmniej jesteśmy świadomi, tego co robimy. Nieplanowane
ciąże często kończą się aborcją, a to jest dopiero prawdziwy dramat. Ja nie zamieniłabym
czasu z Zosią na nic innego. Dowiedziałam się, że bycie mamą to super sprawa! I
uwolniłam się od moich najgorszych koszmarów, kiedy śniło mi się, że jestem w ciąży sama,
zrozpaczona, opuszczona i śmiertelnie przestraszona. Zosia była błogosławieństwem.
Nasze dzieci są u Taty! Tylko za nie dziękujmy. Bóg daje życie każdemu człowiekowi w
łonie matki. Dzieci idą do nieba, gdzie nie ma już śmierci, chorób i cierpienia. Wierzę, że
w niebie moja Zosia żyje i jest zdrowa, i jest tam właśnie takie szczęście, jakie tutaj, gdy
rodzi się kolejne żywe i zdrowe dziecko. Dla mnie to jest wielka obietnica tego, że jeśli
wierzymy, spotkamy się ze swoimi dziećmi, i że będziemy żyć u Boga.
|