Dziewczyny dziekuje bardzo za odzew. Nie spodziewalam sie takiego
zrozumienia chociaz powinnam bo podczytuje Was od jakiegos czasu i widze jak wspanialymi
osobami jestescie. Moze faktycznie presja spoleczenstwa plus to ze nie zdarzylam sie
"zzyc". Ale czytam tez osoby ktore stracily "mloda" ciaze i dla nich to
jest tragedia, stad wyrzuty sumienia. W ciazy z synkiem na pierwszych usg czekalam z
zapartym tchem czy serduszko bije bo balam sie powtorki. Potem jak juz sie ruszal to
panikowalam strasznie jak kilka razy dluzej sie nie ruszal. Wiem ze to wplyw poronienia ze
balam sie ze to drugie tez strace. i dlatego pojawiaja sie wyrzuty sumienia ze tak
bardzo martwilam sie o ta ciaze a przy pierwszej troche to po mnie splynelo mozna powiedziec
a przeciez to takie same dzieci tylko jednemu przyszlo dane sie urodzic a drugiemu nie.
czytalam ten link o DDU i pomyslalam o traktowaniu w szpitalu. u mnie bylo tak ze
krwawilam i dlatego pojechalam do szpitala. lekarz zrobil mi usg, pokazal nozki, raczki itd
po czym zorientowal sie ze cos nie tak i zawolal innego lekarza do konsultacji. po tym padlo
pytanie czy planowalam ta ciaze. na moja odpowiedz ze nie chyba im ulzylo bo spokojnie
powiedzieli ze plod jest martwy i rozwoj zatrzymany jest na 8 tc.
bylo mi przykro po
tym jak zobaczylam glowke, raczki nozki ze po tym mi powiedzieli. to byl pierwszy raz jak
zobaczylam to dziecko na usg i ostatni. chyba wolalabym nie widziec.
meczylam sie
strasznie w bolach od popoludnia do polnocy a pozniej zalalam im krwia cale lozko, pokoj i
korytarz bo poszlam poszukac pielegniarki. dziwi mnie ze tam nikt w ogole nie zagladal do
nas, a bylo nas tam 3-4 osoby. jedna z dziewczyn (ukrainka chyba) poraniala sama w
lozku, dali jej naczynko metalowe i ona sie tam meczyla. nie wiem czy to traktowanie jej
wyniklo z tego ze nie byla polka czy z tego ze podobno nie pierwszy raz tam byla bo sama
brala cos na poronienie a pozniej przychodzila do nich na czyszczenie. byla tez
dziewczyna ktorej mowili ze plod martwy i rano bedzie miala zabieg a ona dzwonila po innych
lekarzach i powiedzieli jej ze moze jeszcze za "mloda" ciaza i ze niech czeka.
wypisala sie na wlasne rzadanie i poleciala do kliniki jakiegos innego lekarza. ja sie
wtedy balam ze moze myla sie co do mojej ciazy ale ja mialam bole i krwawienie. pozniej w
duchu ucieszylam sie ze sama poronilam bo przynajmniej wiedzialam ze nie usuneli mi zywego
plodu.
przepraszam ze sie tak rozpisalam ale widocznie otworzylyscie jakies drzwi.
nigdy nie mialam o tym z kim porozmawiac.
mam zal do swojej mamy ze jak sie
dowiedziala o poronieniu to powiedziala: moze to i lepiej. wiem ze ona sie martwila o mnie,
ze wiedziala ze to nie byl odpowiedni facet, ale i tak spodziewalam sie troche wiecej
smutku, zrozumienia. mialam wrazenie ze nikt sie nie przejal. nikt.
dzis po
takim czasie patrze na blizniaki kuzynki (5,5 l) i mysle sobie czasem ze moje dziecko
mialoby juz 6 lat. az trudno mi w to uwierzyc bo mam wrazenie ze to dziecko nigdy nie
istnialo.
zastanawialo mnie kilka lat temu co sie dzieje z takim dzieckiem. gdzie
idzie? przeciez nie bylo nawet ochrzczone. czy mialyscie takie mysli kiedys?
jeszcze
raz przepraszam ze sie tak rozpisalam
po raz pierwszy to robie gdziekolwiek dla
niej: Patus (*)
|