Fajnie, ze masz takie spojrzenie na wiare....dla mnie ma sama w sobie zbyt duzo sprzecznosci... Co chocby ze slowami : " Bog jest sedzia sprawiedliwym, ktory za dobre wynagradza a za zle karze". Piszesz, ze jest nieskonczenie dobry i pelen milosierdzia...A jaki my mamy wplyw na to, ze umieraja nasze dzieci? Skoro to on decyduje - za co spotyka nas ta kara? Jaki mozemy miec inny cel przed oczami niz dawanie milosci, zakladanie rodzin i wychowywanie dzieci wedlug jego nauki? To co ma byc naszym celem w zyciu? Ja mocno wierzylam, ze moja kochana corcia Zosia jest przy mnie jak zaszlam w cize z Antkiem. Jak lezalam w szpitalnym lozku po kilka razy dziennie modlilam sie do boga, zeby dal mi sile przejsc przez ten trudny czas. Codziennie przyjmowalam cialo boze mocno wierzac, ze tym razem sie uda...Przeciaz nie moze po raz kolejny ne wyjsc...I co?? 6 lutego odprowadzalam kolejne moje dziecko do grobu. Zamiast cieszyc sie wzrastajacym we mnie zyciem po raz kolejny pochowalam wiare, marzenia oraz wszystkie niespelnione chwile...po raz kolejny zastanawialam sie - bylby z niego wspanialy czlowiek, pewnientak dobry jak jego Tata...i przystojny....Dla mnie nie ma na to innego wytlumaczenia, jak tylko przypadek, natura, ktora sama zdecydowala...Moja Zosia na pewno gdyby miala jakikolwiek wplyw nie pozwolilaby na to....A czy milosierny i wszechmogacy Bog moglby byc na tyle okrutny i bez serca po raz kolejny odbierajac nadzieje? Wole myslec, ze nie ma w tym jego mocy sprawczej....Co takiego musialbym zrobic, zeby tak mnie karal???
Ania. - Aniolkowa Mama.
|