Większość z Was zna choć po części przyczynę śmierci Waszych dzieci. A u mnie jest jedna wielka niewiadoma. I to jest najgorsze, bo skoro nie ma przyczyny, to każda następna ciąża może się skończyć tak samo.. Próbuję znaleźć odpowiedzi, ale bez Was, które przeszłyście to samo nie dam rady. Zastanawiam się też czy przyczyna leży we mnie.. Trzy dni przed zaśnięciem mojego syna wyszłam ze szpitala, do którego zgłosiłam się z brunatnym krwawieniem 5 dni wcześniej. Powiedziano mi, że to stare krwawienie, że nie jest z łożyska, nie miałam żadnych skurczy macicy. Niby wszystko było w porządku, ale zatrzymali mnie na 5 dni w szpitalu, dali fenoterol, isoptin, nospę i magnez. Przepisali mi też pierwsze trzy leki, żebym brała je w domu, co też skrupulatnie robiłam. Po 4 dniach od wyjścia ze szpitala przestałam czuć ruchy synka.. I niestety to był wyrok. Zastanawiałam się nad wpływem leków, które dostałam, czy one mogły jakoś zaszkodzić, bo z ulotki isoptinu wynika, że tętno płodu powinno być cały czas monitorowane, a w domu nie miałam takiej możliwości.. Muszę dociec prawdy, bo bardzo pragnę wreszcie usłyszeć płacz własnego dziecka...
"Najdłuższe to rozstanie, po którym się żyje..."
|