Mój syn miał 6 lat, kiedy Laura umarła. To wiek, kiedy chłopcy chodzą po murkach, wchodzą na drzewa, jeżdżą na rowerze - ogólnie są już bardzo samodzielni. Wtedy wydawało mi się, że za bardzo. Chciałam żeby cały czas bawił się przy mnie, place zabaw omijał z daleka, chciałam cały czas mieć go na oku. Jego wyjście z domu do szkoły (szkoła dosłownie po drugiej stronie mojej nieruchliwej ulicy a on poszedł rok wcześniej)... kiedy lekcje się skończyły 5 minut wcześniej a jego jeszcze nie było w domu... kiedy musiałam wyjść do pracy na drugą zmianę, a męża jeszcze nie było i Jarema zostawał sam w domu... Poprostu obłęd. Kiedy urodził się Marceli, to jak spał ja bez przerwy sprawdzałam czy oddycha. Przeżywałam każdy kaszel. Pamiętam pierwszy katar jak miał 6 miesięcy - nie spałam w nocy, pilnowałam. Z biegiem czasu wszystko przeszło. Tak mi się przynajmniej wydawało do czasu, kiedy w zeszłym tygodniu, Stella spala w poludnie a ja poszlam sprawdzic czy oddycha. Przez ten czas nauczylam sie tez, zeby nie ufac lekarzom. http://lauratremska.pamietajmy.com.pl
|