Powiem Wam, Dziewczyny, że znam mamy, które panikują gorzej ode mnie, choć mają wszystkie dzieci przy sobie;) Z drugiej strony to oczywiste, że już zawsze będziemy się bać o żyjące dzieci. Ja niby na co dzień jestem spokojna, ale jak zachorują czy kolejny raz coś sobie rozwalą w szaleńczej braterskiej gonitwie - no, same wiecie. A już najgorsze, jak naprawdę jest źle (albo przynajmniej się tak wydaje)- czekasz na karetkę (w zeszłym roku nam się zdarzyło ze starszym) albo jedziesz z zakrwawionym maluchem do szpitala (ostatnio Stefek - na szczęście obyło się nawet bez szycia)i czujesz dokładnie to samo otępienie, bezradność i ścisk wszystkich narządów wewnętrznych jak tego Najgorszego Dnia:( Jedyne, na co mnie wtedy stać, to szybkie westchnięcie do Hanulki, żeby się wstawiała za braćmi.
Pocieszę Was;) Słyszałam od ludzi, któzy są już ładnych parę lat po stracie, że strach wraca ze zdwojoną siłą, kiedy dzieci dorastają - chce taka nastolatka wyjechać ze znajomymi, a w tobie wszystko krzyczy "NIE! NIE!". Bądź tu mądrym rodzicem i nie trzymaj dziecka pod kloszem!
Pozdrawiam serdecznie! kasia, mama Hanulki (12.06.2009 - 18.01.2010), a także Jerzyka (szalonego przedszkolaka) i Stefa (przezywającego bunt dwulatka i wdrapującego się na nawyższe meblowe szczyty).
|