Od smierci Dawidka dziwnie się czuję tak jakby wisiała nade mną czarna chmura, jakieś zło w
powietrzu. Miewam chwile strasznego załamani a za chwilę myślę o nim i o tym że napewno jest
mu ciężko kiedy widzi że płaczę. Przypominam sobie poród, czekanie na płacz i ciszę. Widzę
klatki jak z filmu, maleństwo z wyciągniętymi w górę rrączkami i lekarzy którzy ratują go i
nic nie mówią i przerażone oczy mojego mężą. Boże jakie to straszne. A później szpital,
inkubator. I ta myśl że nawet nie było mi dane go pocałować ani przytulić. Dać cyca,
zaspiewać kołysankę, wykąpać, przewinąć. Pokute rączki i nóżki. I te małe oczka które dwa
razy na mnie spojrzały. Nie dam rady chyba żyć.....
|