Zapytałam sama siebie, czy pogodziłam się ze stratą i sama sobie
odpowiedziałam, że nie byŁo innego wyjścia. Nie pracowałam nad tym, żeby się pogodzić, nie
pracowałam nad tym, żeby "normalnie" żyć,dałam się ponieść biegowi życia i
upływowi czasu.Miałam poczucie swojego rodzaju dwutorowości - jednym torem płynęła
codzienność z jej wszystkimi obowiązkami, problemami, sprawami, drugim torem biegła moja
rozpacz, smutek, wyrzuty sumienia itp. Na codzień tory mojego zycia nie przeszkadzały sobie
nawzajem, nie miałam ataków złości, żalu do nie wiadomo kogo o to, ze synek nie żyje.
Dominującym uczuciem w pierwszym roku po był nieustający ból duszy i to bylo dla mnie
najgorsze.Nie zwracałam specjalnej uwagi na otoczenie, na to, jak inni podchodzą do mojej
straty, chociaż na ogół każdy był w porządku. Ale rzadko w rodzinie wracalismy do tego, co
się stało. Co jeszcze czułam? Nie mogłam się śmiać, w ogóle nie rozumiałam, jak ktokolwiek
może sie śmiać...To dręczące uczucie minęło nie wiadomo, kiedy i nigdy nie powróciło. Dużo
dawało mi codzienne chodzenie na cmentarz.A całkowitą ulgę poczułam dopiero po ok. 10
latach, gdy nie mogłam jechac na grób 1 listopada, bo mieszkaliśmy juz daleko i dojazd był
utrudniony, poza tym była okropna pogoda. Pomyślałam wtedy, ze przecież nie muszę tłuc się
trzema pociągami prawie 400 kilometrów z trójką dzieci i zaraz wracać, bo trzeba bylo isc do
pracy.Moge pójśc na cmentarz tutaj i pomodlić się za moje dziecko. A tam ktoś do niego
przyjdzie, bo rodzina mieszkała na miejscu. Poczułam wtedy ogromną ulgę i ten czas uznaję za
czas definitywnego rozstania się z synkiem. Często o nim myślałam, ale juz bez bólu. Uważam,
ze bez względu na to, czy pozwolimy naszym dzieciom odejść, czy długo na to nie będziemy sie
godziły, one i tak z czasem rozpłyną sie w innym wymiarze...Pierwszy rok po stracie jest
najgorszy, trwa walka wielu negatywnych uczuć, tych najbardziej zabójczych, ale gdy z czasem
to sie "wyburzy", przyjdzie łagodniejszy i łatwiejszy do zniesienia smutek,
tęsknota,wspomnienie. Nie unikniemy walki samych ze sobą, ale dobrze jest zdawać sobie
sprawę z tego, co nas czeka po odejściu dziecka. ja nie wiedziałam, nie miałam pojęcia,nie
bylo wtedy takiego forum ani zadnej innej pomocy. Dobrze, ze dzielimy sie tu swoimi
doswiadczeniami, na pewno to pomaga wielu osieroconym matkom.Podsumowując: czas zrobi swoje
i wszystko powoli minie. Życie potoczy się swoim torem, bo tak musi byc...
|