Ja bym chciała wierzyć, że to co nas dotknęło ma jakiś sens i cel. Bo jak pomyślę, że moje dziecko zmarło tak sobie, bo "na kogo wypadnie na tego bęc" to jeszcze gorsze się to wydaje. Myślałam nawet, że z biegiem czasu to mi się rozjaśni, że może zobaczę jakiś cel, a tu nic z tego. Mija pół roku od śmierci córci i czasem wracają te pierwsze pytania "dlaczego", "co było złego w tym marzeniu o dużej rodzinie?", "czemu jak całkiem zawierzyłam to dostałam po głowie?" i żal do Boga jest. Chciałabym żeby go nie było, żeby znalazło się we mnie więcej pokory w stosunku do tego co się stało, ale nie umiem jej z siebie wykrzesać. Jeśli to się stało po coś a ja nie wiem po co to jaki tego sens.
|