Strasznie dawno mnie tu nie było. Właściwie myślałam, że już mi lepiej, że ten ból trochę minął. Zuzia w tym roku skończyła by 4 latka, nie ma dnia żebym nie myślała o niej. Mój nastrój sukcesywnie się pogarszał. Mam 30 lat, w moim życiu nic się nie zmieniło. Jak byłam w ciąży myślałam o tym jak cudownie się moje życie zmieni, nie przypuszczałam, że tak strasznie się mylę... Tamten dzień był najgorszym dniem mojego życia... Nie wiedziałam tylko, że te straszne dni ogromnego bólu nigdy nie miną... Pewnie też to słyszałyście nie raz "będzie dobrze". Ale co będzie dobrze? Nagle cudownie odmieni się nasze życie? Nasze Aniołki cudownie pojawią się przy naszym boku, nikt nigdy więcej nie usłyszy o śmierci dziecka? Jest mi strasznie ciężko ostatnimi czasy... Jak patrzę na wszystkie swoje koleżanki, które rodzą zdrowe piękne noworodki... Tak żal mnie ogarnia... Nie, absolutnie, nikomu nie życzę tego nieszczęścia, ale tak zazdroszczę okropnie... Jeszcze do tego wszystkiego moja młodsza siostra ogłosiła, że jest w ciąży... Ja też w grudniu obwieściłam szczęśliwą (choć tak tragiczną) nowinę... Mama powiedziała, że się ucieszyła, ale nie tak jak ja jej powiedziałam, że zostanie babcią. Powiedziała, że za raz jej się przypomniało, że przecież wtedy też był grudzień. Mój post był trochę inny na początku... Właśnie się dowiedziałam, że już po wszystkim, w nocy siostra straciła ciąże... Strasznie mi przykro... Nowy Aniołkowy groszek (*) Ola - mama Zuzi Aniołka (*+16-08-2007)
|