Temat strasznie stary ale pewnie nadal świeży. Chociaż nie czułem się gotów na narodziny synka to jeszcze bardziej nie byłem gotów na jego śmierć. Boli strasznie. Nie widzę sensu życia po tym wszystkim a do tego nie ma kogo winić za to co się stało. Żona też chciałaby drugie dziecko, ale to z rozpaczliwej potrzeby wskrzeszenia tego, które odeszło. Dziura po Arturku zostanie na zawsze i nie sądzę, żeby kiedyś się zasklepiła. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że życie toczy się dalej i nie chciało się skończyć wraz z nim. Jest strasznie ciężko.
|