No właśnie...dała Ci 5 tygodni. 5 cudownych tygodni!! Ja nie potrafiłam Zuzi powiedzieć,że pozwalam jej odejść.Po prostu przestałam ją zatrzymywać i wiedziała,że może. Ja też mam te chwile przed oczami. I muszę przyznać,że jak umierała, to się nie bałam. Tylko ten ból...Bałam się jak się rodziła. Wtedy się panicznie bałam. Ona urodziła się bez akcji życiowych,więc mogła nie odżyć i nie dawać nam tych 9,5 miesięcy. Szpitale były jak nasz dom. Było to dla nas naturalne, że nie wiemy kiedy Zuzia wróci do swojego prawdziwego domu. A raczej nie wróci,a dopiero go pozna. Chyba też ze śmiercią łatwiej się pogodzić, gdy dzieciątko było chore, jak nasze córcie. To takie trudne..
Co do miłości do kolejnego dziecka. Kocham tą kruszynkę, ktorą noszę teraz pod sercem. I nie kocham go ani mniej,ani więcej. Kocham go inaczej. Ale jeśli będę musiała, to będę tak samo walczyć o jego życie,jak o życie Zuzi. A w razie czego też pozwolę mu odejść. Ale wierzę,że tak nie będzie:)) "Śmiertelnie chore dzieci wiedzą, że umrą. Jest to wiedza nieświadoma ale kieruje ich postępowaniem. Ci, którzy żegnają się z nimi, mają przytępiony słuch. Jesteśmy głusi na przekazy umierających."
|