Dzisaj mijaja cztery tygodnie od tego strasznego dnia, kiedy dowiedziałam się, że moja Kochana Zuzia nie żyje! To był 37 tc. Wydawało mi się, żę nie czuję jej ruchów, nie byłam tego pewna, bo Ona była bardzo malutka i od początku nie ruszała się za wiele i nie były to mocne kopniaki. Pojechaliśmy więc z mężem do lekarza na usg, do dziś nie zapomnę jego słów "Bardzo mi przykro, ale Pani dziecko nie żyje", nawet teraz jak o tym piszę to płaczę. Zaczęłam się zwijać z bólu, ale to nie był fizyczny ból, mysłałam, że serce mi pęknie, pomyślałm, że to tylko zły sen, a ja się zaraz obudzę! Kazał nam jechać do szpitala na wywołanie porodu. To była jakaś masakra. Prosiłam o cesarkę, ale powiedzieli, żę nie mozna, bo to zbyt duże ryzyko. Dali mi jakieś tabletki i kazali czekać, aż zacznął się skurcze. To była najdłuża i najgorsza noc w moim życiu, prawie wcale nie spałam, tylko płakałam i do tego ten straszny ból w czasie skurczy! Rano kolejna tabletka na wywołanie. Około 11 zaczęłam rodzić, nie chciałam, żeby mąż był ze mną, mimo iż planowaliśmy poród rodzinny, to w tej sytuacji, po prostu nie mogła, chciałam mu oszczędzić chociaż tego. Po czterech parciach Zuzanka była już na świecie, ale nie zapłakała. Ja płakałm za nas obie. Polożna spytała mnie czy chcę ją zobaczyć, ale ja w tym szoku odmówiłam. Boże, jak ja teraz tego żałuję, nawte nie wiem jak wyglądała moja córeczka. Potem wszyscy odradzali, abym szła do prosektorium zobaczyć moje dziecko, po co ja ich słuchałam. W dzień jakoś się trzymam, ale wieczorem i rano jest strasznie. nie chcę juz płakać przy mężu, aby się nie martwił, ale są chwile kiedy jest mi naprawdę ciężko. Najgorsze jest to, że cała ciąża przebiegał książkowo. Wyniki idealne, ja się czułam świetnie. Dopiero w 33 tc lekarz zaczął przypuszczać hipotrofię. Kilka dni w szpitalu, tabletki i zapewnienia, że wszystko będzie dobrze, bo Zuzia przybiera na wadze, ale powli. Nie sprawdzili przyczyny hipotrofii tylko wypuścili mnie do domu. Natomiast za prawdopodobna przyczynę zgonu podali nam zbyt krótką pępowine, o czym pierwsze słyszę, bo teraz przeczytał wiele hitorii podobnych do mojej i nikt takiej przyczyny nie podawał. Nie wiem co myśleć, sekcja nic nie wykazała, moja Coeczka, była zdrowa, więc dlaczgo teraz nie ma jej ze nami....
Kochamy Cie Zuziu i tęsknimy! Kochamy Cię Zuziu! (*)
|