Mati, tak nazywałam mojego syna który osiem lat temu też niedaleko domu popełnił samobójstwo,też nic nie zapowiadało żadnej tragedii.Szok ,rozpacz,bezsilność,nieodwracalny tok wydażeń,ból którego nie można ująć w słowa.Dowiedziałam się co znaczy powiedzenie ,,wypłakać łzy,, to dzieje się wtedy kiedy spływające łzy nie są już słone,że można faktycznie mówić nie swoim głosem,że język może sztywnieć i że serce zamienia się w kamień ,faktycznie czułam ciężar niczym kamiń w mojej piersi.Ale obok tej ogromnej, nieopisanej rozpaczy,bezsilności w obliczu nieodwracalnych zdażeń stała zawsze miłość,miłość do mojego syna,,miłość,która nie dała mi zwariować,miłosć,która mówiła jeśli postanowił odejść to miał powód, tak jak inni chcą żyć tak on chciał umrzeć,miłość,która uczyła mnie akceptować jego wybór.Od pierwszej chwili chyba w jakimś odruchu ochrony postanowiłam,że ta śmierć nie może być,,po nic,,i żeby nie okazała się daremna ja muszę nadać jej sens bo inaczej nie dam rady tego znieść,ale jeszcze wtedy nie miałam pojęcia jak mam to zrobić wiedziałam tylko,że muszę bo to przecież mój Mati już jako dziesięcioletni chłopiec napisał mi na Dzień Matki,,Muszą być takie serca,które znają głębię naszego istnienia i będą za nas zawsze ręczyć nawet gdyby nas cały świat opóścił,,.Chcę Ci jeszcze napisać,że dla matki po stracie dziecka nie ma takiego czasu,który goi rany jest tylko czas,który uczy nas z tym żyć.Jedne dzieci odchodzą bo mają raka nerki, kości,krwi inne bo mają go na duszy,z każdym z nich umiera jakaś część nas,jednak jakaś cząstka ich zostaje w nas tutaj i tę właśnie cząstkę w imię miłości do nich pielęgnujmy tu i rozwijajmy zebyśmy mogli im zanieść jako dar kiedy już przyjdzie czas na spotkanie w Domu Wiecznego Zycia.Anna anna
|