U nas było to tak: Natka miała 1,5 roku. Pomyślałam: spróbujemy, jak po dwoch dniach nie będzie choć malego postępu, to odpuszczam. Zwinęłam dywany, nagromadziłam dduuuuuużżżżżżoooooo szmat. dzień pierwszy: moje ciągłe pytanie "Natalka chcesz siku?"I tak co chwilę. Może nawet co 10-15 minut? nie wiem, ale w moim wspomnieniu, wydaje mi się, że tego dnia o nic innego, jej nie spytałam. Ciągle odpowiadała "nie". Sadzałam ją. Udawało się złapać. Były brawa, telefony do babci, taty, ciosi, itd. dzień drugi: Nadal pytanie, co chwilę "Natalka chcesz siku?" Zaczęły się pierwsze TAK! Pomyślałam "o coś łapie, to próbujemy dalej" dzień trzeci: "Mamo si, mamo si"-nie zdążyłam. I nadal moje pytanie. dzień czwarty: "mamo si, mamo si". uff...nie na kanapie;) w nocniku. i tak z każdym dniem lepiej. Ale nie zakładałam pieluchy w ogóle w dzień! Tylko na noc. Ale z tą nocną o się bujałyśmy prawie do 3 r.ż. Myślałam, że jej nigdy nie pożegnamy. Synek ma 1,5 roku i też podejmę z nim próbę odpieluchowania metodą "7 dni". ---- "Śmiertelnie chore dzieci wiedzą, że umrą. Jest to wiedza nieświadoma ale kieruje ich postępowaniem. Ci, którzy żegnają się z nimi, mają przytępiony słuch. Jesteśmy głusi na przekazy umierających."
|