Poznałam mojejgo męża jako młoda ciesząca się życiem kobietka.Byłam zauroczona,zakochana po pachy...Mój przyszły wówczas chłopak zdobył mnie swoją dojrzałością,cierpliwością.Faktem jest że ma czas na wyciszenie jest typem samotnika.Przypomina mi czasem Shreka tego co ma warstwy.Ja przypominam trochę osiołka gadusia,któremu zależy na towarzystwie wielkiego ogra ,którego wszyscy się boją.Mój mąż urodził się z wadą serca,którą mu zoperowano kiedy miał 11 lat.Wychodząc za mąż bałam się ,że nasze dziecko może ale nie musi mieć tej samej wady.Nikt mnie nie wspierał ,nie dodawał otuchy.A teściowa tylko żądała bym go nie obciążała troskami bo on już swoje przeszedł w życiu.Dzięki takiej postawie ja więcej przeszłam niż ona ,bo ona dostała od Pana Boga drugi raz szanse na życie własnego syna,a moją córeczkę musiałam pochować 7 dni po porodzie(zmarła w wyniku posocznicy).Moim zadaniem było zapomnieć,nie wspominać,skoro oczy nie widzą to znaczy ,że dziecka nie ma .A ja nadal cierpię,wspominam,bo jestem jej mamą czy to się komuś podoba czy nie.A mój mąż dziś mi powiedział,że lubię cierpieć i taplać się w cierpiętnictwie.Boli ,boli jak cholera....Ewa41
|