Ach...co pisać. Ciąża była prowadzona na lekach acard+clexane. Nie wiem czy to leki, czy to szczęście. Ja i tak twierdzę, że to tylko dzięki Bogu doczkałam się żywego dziecka. Strasznie ciężko było mi się pozbierać po śmierci synka, prawie non stop płakałam. Ciężko mi samej było z tym smutkiem. Pomogły rekolekcje dla niewiast. Tam odzyskałam równowagę ducha i w niedługim czasie pod sercem zagościł mały człowiek. Ciąża pod względem psychicznym była straszna. Ciągły strach o to czy dziecko jutro będzie żyło. Czy jutro też poczuję kopniaka. Czy przyjdzie mi rodzić martwe dziecko. Dopiero po porodzie człowiek pozwolił sobie na nabranie prawdziwego oddechu. Moje szczęście ma 7 miesięcy i nosi imię Gabrysia...