Witam, 27 września 2009 wylądowałam na Izbie Przyjęć w
szpitalu. Byłam w 7 tc, dostałam krwawienia. W szpitalu na IP lekarz dyżurujący
potraktował mnie jak ... zwierzę, przedmiot, nie jak roniącą kobietę. Byl arogancki,
chamski, wrecz agresywny. Pod moim adresem padły następujące
sformułowania: "wyskakuj z majtek!" (powtórzone dwukrotnie, najpierw przy
badaniu na fotelu, później przy USG) "czy ta ciąża to wpadka?" (ciaza byla
jak najbardziej zaplanowana) "kto ci powiedział, że jesteś w ciąży, nie jesteś w
żadnej ciąży, tu nie ma żadnego dziecka" (ciąża była potwierdzona tydzień wcześniej
na usg u mojego lekarza prowadzącego, miałam też b-HCG wskazującą zdecydowanie na ciążę,
poza tym nie mam 15 lat, zeby ktos do mnie mowil na Ty). Minęło sporo czasu od tamtego
dnia. Już powoli pogodziłam się ze stratą dziecka, ale nie umiem się pogodzic z tym
traktowaniem. Niestety wtedy zachowałam się jak ostatnia ciapa i nic temu lekarzowi nie
powiedziałam. Ponato, nawet nie wiem, jak on się nazywał. Wiem tylko, kiedy dokłanie
miał dyżur na IP, bo to on mnie przyjmował do szpitala, była niedziela, więc lekarzy
nie było wielu wtedy w szpitalu. Co mogę zrobić? Chcę złożyć skargę, ale gdzie (dyrektor
szpitala, ordynator?)? I jak? Najpierw musiałabym przecież poznać dane tego lekarza. Czy
szpital ma obowiązek udzielić mi danych lekarza, który mnie wtedy przyjmował? Wracając
do skargi, moim zdaniem, lekarz ten złamał art. 20 ust. 1 oraz art. 22 ust. 1 (prawo do
poszanowania godnosci i intymnosci pacjenta) ustawy o prawach pacjenta z dnia 6 listopada
2008. Co robic, bardzo prosze o rade? NIestety nie umiem zapomniec o calej sprawie
i nie umiem dalej normalnie funkcjonowac. Chce, zeby lekarz poniosl
jakiekolwiek konsekwencje swego zachowania, chociazby zeby musial mnie oficjalnie
przeprosic. Jakie mam mozliwosci? Z gory dziekuje za opowiedz.
|