Bardzo się cieszę, że są jeszcze ludzie, którym nasz los nie jest
obojętny. Kiedy rodziłam swojego śmiertelnie chorego synka spotkałam się z życzliwością pani
dr Wójcik i położnej, która odbierała poród. Pani doktor płakała, było jej przykro...
położna ukrywała łzy... ale w śród personelu medycznego znalazła się pewna pani doktor,
która minęła się z powołaniem - miałam z nią kontakt na drugi dzień po porodzie podczas
obchodu i zmierzyła mnie od góry do dołu, za to, że nie usunęłam swojego dziecka, za to, że
pozwoliłam mu żyć tak długo jak tylko będzie chciał... Do dziś nie mogę zapomnieć jej
drwiącej twarzy. Oby więcej było takich osób jak TY. P.S. Dziękuję za światełko. Mama Aniołka Mateuszka (+ 24 paź. 2007), Amelki (31.12.2008) i Agatki (16.07.2011).
|