Witam dziewczyny, dwa dni temu trafiłam na fora o tematyce strata dziecka i od tego czasu
całe dni czytam i czytam i to trochę pomaga. Najgorszy w tym wszystkim jest ten
rozdzierający ból, z którym sie rano wstaje, potem trzeba jakims cudem przeżyć dzień i
wieczorem się z nim zasypia. Mam pytanie do mam aniołków, kiedy to chociaż troche
mija??? Druga rzecz która mnie teraz bardzo dotyczy a o której Wy też piszecie to postawa
męża, moj mąż był przy mnie przez cały czas wywoływania poronienia w szpitalu i widział
nasze dziecko, po powrocie to domu też cały czas trwał, ściagał pokarm z piersi bo ja nie
byłam się w stanie nawet dotknąć, przytulał jak ja ryczałam- wtedy się w nim drugi raz
zakochałam nikt mi tak nie pomogl jak on, to był nasz wspólny ból i nasza tragedia. Ale po 3
tyg wszystko się zmieniło, nie chce ze mną o tym rozmawiać mowi ze rozpamietywanie jest bez
sensu, ze tym nic nie zmienię, że on swoj bol nosi w srecu i nie musi o tym gadac. A ja cały
dzien siedze sama w domu ( wokół zupełna pustka, zadnej rodziny i znajomych- bo przeciez nic
się nie stało) w ciągu dnia przechodzi przeze mnie burza roznych uczyć ale wieczorem mam
udawac ze wszystko ok. jak Wy sobie z tym radzicie?????? Beata01 mama Zosi *02.07.2009 (16tc)
|