Na samym początku bardzo współczuje i wiem ,że inne słowa tu
nic nie pomogą po prostu mocno cię przytulam światełka dla twoich maluszków.Jaswoją Julitkie
urodziłam w bydgoszczy w Bizielu miałam ceserski ciencie (28 tydz małabyła położnona
poprezcznie i miałyśmy obie poważne zakażenie i zagrożenie życia)Pamiętam niewiele .Gdy mnie
przewieźli do bygdyszczy z mojego szpitala uspokajali mnie bo po mimo tego ze wody mi
odeszly był to 28 tydz ktg bylo dobre mała fikała nadal w brzuszku .mówili mi że potrzymaja
mnie jakiś czs na bezwodziu i poród (podaja małej leki na pozprezenie płycek)Kamień z serca
mi spadł pojawiła się nadzieja bo dzieci już w tym wieku mają duże szanse aby żyć .Zaczeli
mi robić badania i nagle wpada do sali porodowej caly tabun lekarzy z wiadomościa---na stół
-zakażenie natychniastowe ciącie-rozryczałam się .Położna spytała mnie siejak mała ma mieć
naimie i czy po porodzie ją ochrzcić .Zgodziłam się wiedziałam ,żę za chwile moją Julitka
przyjdzie na świat bałam sięale miałam nadzieje .Nie pamietam tego momentu (chyba coś mi
podali w znieczuleeniu mialam znieczulenie miedzyoponowe)Pamiętam zament i inkubatorek dla
mojej Małej.Później obudziłam się na sali poporodowej z czymś cieżkim i ciepłym na brzuchu
po chwili przyszla do mnie pani doktor z intensywnej terapi i powiedziała ze Julitka nadal
walczy o życie choć szanse są coraz mniejsze bo nie reaguje na żadne leki i 2 razy już się
zatrzymała ,rozwyłam się i usnełem nie wiem ile czasu minelo ale chyba nie dużo ponownie
przyszla mówiąc mi że mała odeszła .Chciałam do niej iść lecz nie miałam siły nie moglam się
zwóczyć z łóżka .Lekarka spytał się mnie czy nie przewieć mnie na osobna sale bo mają
takąjednoosobawa.Zgodziłam się chciałam być sama wyryczeć się powspominać ten czas gdy Mała
była we mnie .Nadszedł ranek pierwszy odchód siostry oddziałowej prosiłam ja aby choś na
wózku ale zawiozla mnie doMałej niestety się nie zgodziła bo mmój stan był ciężki
(podłaczona byłam pod szereg kroplówek i cos tam jeszcze)rozwyłam się bo nawet jej
niezobacze nie przytule i nie pożegnam.Po jakimś czasie weszła do mnie z maleńkim
zawiniątkiem -spytałam czy to moją Julcia skineła głową.Podała mi ją i powidziała ,że
zastawi nas same i poźniej przyjdzie .Wziełam ją na rece wygladała jak by spała była taka
malutka i śliczna płakałam prosiłam boga aby się obudziła nie chciałam wierzyć ze to
nieprawda ze ona nie żyje przytuliłam ja najmocniej jak potrafiłam wziełam ja pod koc aby
nie zmarzla rozmawiałam z nia .Po jakimś czasia przyszła położna po mojąMalutką pomogła mi
się z nią pożegnać .Nasetmpne dni był koszmarem kroplówka za kroplowka ale to nic ból
fizyczny był niczymw porównaniu z tym co czułam.Dobijały mnie wizyty u mnie w sali
mianowicie kilka minit po tym jak pożegnałam się z Mała pojawiła się pani z ciuszkami dla
malej (taka wyprawka dla mam od szpital)rozbeczałam się kobieta mnie przeprosila ii wyszla
bez słowa ,oźniej mi przynieśli ksiązeczkie zdrowia mojej małej na domiar wszstkiego
pojawiła się pani która chciała mnie nauczyć karmić piersią .Rany jaki ból mi sprawiała
każda z tych wizyt.Choć najmilej wspominam tą pania co uczyła karmić piersią bo poźniej
odwiedzała mnie codziennie rozmawiała ze mna pozwalała się wyżalić i wypłakać poradziła mi
abyn napisała list do Julci(niezrobiłam tego do dziś na razie nie potrafie)Szale goryczy
przelało to że sala w której się znajdowałam był na przeciwko sali noworodków (tam gdzie
znajdowały się tuż po porodzie)Ranu co za ból nie mogłam patrzeć na to na szysześliwych
rodziców male dzieci,Po kilku dniach wypisałam się na własne żadanie -niestety nie było mnie
na pogrzebie Julitki ale ja się zdążyłam z niąpożegnać .Nadał bardzo boli często płaczę
może to pomaga mi niezwariować .Często też siadam przedkartką papieru aby napisać ten list
ale nie mogę łzy mi nie pozwalają .Jedyne co mi pozostało to wspomniennia i mojej małej o
tym że była i jest w moim serduszku zasze mogę z nia porozmawiać prawie tak jak by była w
moim brzuszku bo bardzo lubiłam z nią wtedy rozmawiać .Julciu Kocam Cię. magda
|