Po smierci Natalii
pracowalam w domu, lub nie pracowalam w ogole. Zamknelam sie bardzo hermetycznym swiecie,
nie chcialam nikogo poznawac. Jedynymi nowymi osobami w moim zyciu byli inni rodzice po
stracie. Niedawno zaczelam nowa prace. Spotykam nowych ludzi i znowu wraca problem, co
mowic, gdy ktos pyta o dzieci. Wczoraj bylam na sluzbowym przyjeciu. Pod koniec atmosfera
mocno sie rozluznila, ludzie przy drinkach, salatkach i przekaskach zaczeli rozmawiac o
prywatnych sprawach. No i zaczely padac pytania "a ty masz dzieci?", ogladanie
zdjec, mowienie czyje dziecko raczkuje, czyje zabkuje, a czyje wlasnie poszlo do szkoly.
Kiedy mnie zapytano czy mam dzieci, odpowiedzialam, ze nie. Nie chcialam w srodku radosnej,
rozgadanej imprezy z ludzmi, z ktorymi lacza mnie tylko sluzbowe relacje niezrecznej ciszy,
zdawkowych wyrazow wspolczucia, nerwowego zmieniania tematu. Nie chcialam opowiadac ludziom,
ktorych zadali to pytanie z grzecznosci i /lub ciekawosci i ktorych tak naprawde Natalia nie
interesuje opowiadac o niej. A z drugiej strony mam poczucie jakbym wyparla sie mojego
dziecka, jakbym zgodzila sie na wizje mojego zycia, w ktorej jej nigdy nie bylo. Ot jeszcze
jedna mezatka, ktora woli pracowac, ktora uwaza, ze na dzieci ma jeszcze czas... A jak Wy
sobie z tym radzicie?
|