jedno miejsce jest na pewno w Salzburgu - daleko, ale jest. po polsku opis tego miejsca jest na stronie: http://www.poronienie.pl/zaloba_salz.html
a drugie miejsce jest blisko, duzo blizej... Kiedys znalazlam post Mader1, ktora tak to opisala:
Poronienie... Co to za słowo?
To było tak dawno temu... Źli lekarze, szpital taki jakby nie dla ludzi. Strata w 12 tc, ból nie do zniesienia. Spotkało mnie wszystko. Płacz karmionych dzieci w sąsiednim pokoju. Niezdarne pocieszenia: " Urodzisz jeszcze wiele następnych", zdziwienie, że się " tym" przejmuje. Odmówiłam sobie prawa do żałoby. Tylko mąż, tylko raz, usłyszał co dzieje się w mojej duszy... Zostało parę wierszy i wiele łez, którymi nie wolno było płakać... Teściowa przyjechała z wizytą tuż po moim wyjściu ze szpitala. Nigdy nie rozmawiałyśmy o moim poronieniu. Po pierwsze nie byłyśmy sobie bliskie, po drugie wiedziałam, że straciła prawie trzyletnią córeczkę. Nawet nie śmiałam porównywać swojego bólu do jej, wydawało mi się, że moje cierpienie jest bez porównania mniejsze.
Mój synek przyśnił mi sie dwa razy... więc to chyba był synek... Nie zapomnę pytań moich dzieci " Mamusiu, dlaczego wasz pierwszy dzidziuś nie ma grobu ?" Kocham go. Ma miejsce w moim sercu. W sercach całej naszej rodziny. Z tak wieloma osobami rozmawiałam o pomniku dla dzieci nienarodzonych... W tak wiele miejsc dzwonił mój mąż...
I po 17 latach od tamtego wydarzenia razem z dziećmi i teściową idziemy, żeby zapalić lampkę na grobach dziadków męża. To mały, wiejski cmentarz. Nawet kwiaty są tu tańsze, niż gdzie indziej. Zwola Paduchowna, niedaleko Garwolina. Spokojny, cichy świat.
Idziemy główną alejką. Nagle mąż zatrzymuje sie i mówi " Popatrz!". Przed nami stoi mały, postawiony, z dzisiejszą datą POMNIK DLA DZIECI POCZETYCH, ALE NIENARODZONYCH. Ruszamy dalej ze łzami w oczach, nie odzywając się ani słowem. Gdy zapalamy lampkę na grobie dziadków, pytam cicho męża" Mamy jakąś dodatkową lampkę?” On odpowiada: "Kupimy." A teściowa: "Ja mam lampkę, dam wam." Konsternacja. Myśleliśmy, że nie wie, o co chodzi. "Kupimy Mamo." A ona mówi tak jakoś miękko, prosząco:, „Ale ja mam właśnie TAKĄ, jaką wam potrzeba" i wyjmuje śliczną, białą lampeczkę w aniołki. Nie mogliśmy powstrzymać łez. Nie przypuszczaliśmy, nie uwierzylibyśmy, że ona pamięta o moim poronieniu. Przez 17 lat nie odezwała się ani słowem. Nie pocieszała, nie paliła żadnych dodatkowych lampek. A wiedziała, że boli... Objęła mnie serdecznie i uśmiechnęła się, gdy nasza najstarsza kładła kwiaty.
Pierwszy raz zapaliliśmy lampkę naszemu dziecku. Na cmentarzu gdzie leżą jego pradziadkowie, w obecności jego babci, kwiaty wybrane przez jego siostrzyczkę... Łzy płynęły mi po policzkach. Pierwszy raz było tak, jak powinno byc od dawna, od zawsze. Musiałam sie tym z Wami podzielić.
Po tak wielu staraniach, znaleźć takie miejsce, to wydaje się jak sen. Nawet nie wyobrażacie sobie, czym to dla mnie jest! Wiec i dla takich dzieci miejsca sa i byc powinny...
sciskam wszystkie mamy anka
|